To wygląda jak idealna kombinacja. Mieć jakieś hobby, może pasję i… zrobić sobie z tego pracę zawodową. Bingo! Wash and go. Dwa w jednym. Robić to co lubisz, a jeszcze ci za to płacą. Lubisz grać w tenisa, więc zostajesz instruktorem, zamiast do biura, chodzisz na kort. Lubisz żeglować, więc zaczynasz prowadzić rejsy komercyjne. Czy to możliwe?
Nadesłany do mnie opis sytuacji wyglądał tak:
Często zastanawiam się czy można połączyć pracę zawodową ze swoim hobby. Jedni uważają, że to doskonały pomysł, inni z kolei, że hobby to jednak rzecz zarezerwowana na czas naszego relaksu i odprężenia po ciężkim dniu np. w pracy. Znajomy, z racji tego, że bardzo lubi jeździć na nartach, postanowił, że założy szkółkę narciarską i sam zostanie instruktorem. Obecne uważa, że to była to bardzo dobra decyzja, ponieważ lubi to co robi, daje mu to ogromna satysfakcję i niejednego ucznia zaraził już pasją do narciarstwa. Co więcej, nie wyobraża sobie, że w tym czasie miałby siedzieć w pracy cały dzień za biurkiem i przed komputerem.
Przykładów podobnych do opisanej wyżej sytuacji można by podać więcej:
– ktoś lubi jeździć rowerem, więc zostaje kurierem rowerowym,
– ktoś lubi chodzić po górach, zostaje przewodnikiem górskim,
– ktoś lubi przygotowywać domowe wypieki, zakłada cukiernię,
– ktoś lubi małe dzieci, zakłada żłobek czy przedszkole.
Łączy je jedno: masz nadzieję równocześnie zrealizować hobby i zarabiać na tym. Sytuacje opisane powyżej są jak najbardziej realne i da się je w wielu przypadkach osiągnąć, ale warto patrzeć na nie w odpowiedni, nieidealistyczny sposób. Co to jest hobby? To jest coś co sprawia ci radość, co bardzo lubisz. Tę aktywność wykonujesz dobrowolnie, nikt ci za to nie płaci, raczej wydajesz na to własne, zarobione gdzie indziej pieniądze. Ty sam dokonujesz wyborów, ile czasu temu poświęcasz, w jakiej formie i z kim.
Przyjrzyjmy się przez chwilę sytuacji opisanej wcześniej w mailu, dotyczącej szkółki narciarskiej. Wyobraźmy sobie, że bardzo chętnie jeździsz na nartach. Masz pewnie swoje ulubione trasy i towarzystwo, jeździsz raz w roku na tydzień albo może na kilka weekendów. Większość swojego czasu spędzasz inaczej. Robiąc co innego. Podejmujesz decyzję, że zakładasz szkółkę narciarską. Najpewniej gdzieś niedaleko masz odpowiedni do tego stok. Pojawia się kilka nowych aspektów. Najpierw opłacalność. Ile czasu w twojej okolicy jest śnieg? 2-3 miesiące w roku? A i to nie w każdym. Chcesz z tego zrobić pracę? No to co będziesz robić w pozostałych miesiącach? Albo w latach, kiedy pogoda nie pozwala na uprawianie nart? Powiesz może, że znajdziesz sobie inną pracę, uzupełniającą. No ale wtedy jesteś nie w pełni dyspozycyjny. Co to za pracownik, który na całą śnieżną zimę ma zupełnie inne plany. Który pracodawca to zaakceptuje?
Ktoś inny powie, że szkółkę narciarską uzupełni jakąś inną aktywnością, może szkołą jazdy na deskorolce? Albo na quadach? Ale to jest już zupełnie inna bajka. To jest opcja, która – odbiegając od nart – zakłada rozkręcenie całkiem innej działalności, której pewnie w tej chwili zupełnie nie znasz, na nieznanym ci rynku… Spore wyzwanie, dużo pracy i ryzyko.
Spójrzmy na inny aspekt posiadania szkółki narciarskiej albo zostania instruktorem tenisa. Może zdarzyło ci się brać lekcje tenisa, płaciłeś wówczas 50 czy 70 zł za jedną godzinę nauki (plus koszty wynajęcia kortu). Zarobek niezły. Mnożysz sobie szybko stawkę przez 170 godzin w miesiącu. Boże! Takie pieniądze! I to netto, do ręki. Hola, hola – nie tak szybko! Wynagrodzenie, które ty płaciłeś instruktorowi, oczywiście bez rachunku, w szarej strefie (to norma, tak jak i większość korepetycji – czy ktoś widział instruktora tenisa albo korepetytora z kasą fiskalną?) jest jednostkowe, a ty nie będziesz mieć przecież 8 lekcji dziennie przez 5 dni w tygodniu.
Po latach rozwoju firmy, gdy twoja reputacja będzie wysoka, a klienci zadowoleni, może osiągniesz 20-30 lekcji w tygodniu, ale czy średnio? A w dodatku, czy wyobrażasz sobie fizyczną pracę na korcie, 30-40 godzin w tygodniu? Przez cały rok? No właśnie – cały rok… Planujesz grać na korcie, czy na hali? Bo jeśli na korcie otwartym, to sezon trwa niecałe pół roku, od maja do końca września. A i wtedy zdarzają się dni deszczowe. Może powiesz: dobrze, dobrze, ale nie może być tak źle, skoro są faktycznie osoby zarabiające takim działaniem! Więc nie jest to niemożliwe. Pewnie to racja, niewątpliwie to jest opłacalne, w tym miejscu tylko przestrzegam przed prostym mnożeniem stawki jednostkowej przez liczbę godzin w tygodniu.
Myśląc o średnich zarobkach bierz także pod uwagę to, że musisz zalegalizować swoją działalność. To wymóg prawny i ale praktyczny. Musisz sobie opłacić ZUS. Także opłacić (wziąć pod uwagę) swoje nieobecności w pracy. Czy to poświęcone na wypoczynek, czy może urlop. Wakacji nie zrobisz sobie w sezonie, czyli nie zimą jeśli masz szkółkę narciarską i nie latem jeśli grasz w tenisa. Rolnik też nie robi sobie wakacji w żniwa. To przecież nie wchodzi w grę.
Wróćmy jeszcze do tenisa czy nart. Lubisz szusować po stoku? Albo rywalizować z kolegami na korcie? Ale na lekcjach tego nie masz. Uczysz elementarza, wprawdzie jest to sport, który lubisz, może twoja pasja, ale w bardzo odmiennym wydaniu. Masz na korcie kogoś, kogo nie znasz, często dzieci i młodzież, jednych polubisz, innych (rozkapryszonych) pewnie mniej. Do wszystkich się uśmiechasz, zagadujesz. Polecasz swoje usługi. Zostawiasz numer telefonu. Klient nasz pan. Pecunia non olet. Rakiety używasz tej samej, co w grze dla przyjemności, kort jest ten sam, ale reszta raczej nie. Miałem kolegę, instruktora tenisa. Kiedyś jemu nie przyszedł na lekcję uczeń, a i ja miałem godzinę wolną. Zaproponowałem, czy może chce zagrać ze mną dla przyjemności, kiedyś przecież grywaliśmy nieraz. Odpowiedział ze śmiechem: Proszę cię, daj mi spokój. Jeśli mam czas wolny, to ostatnią rzeczą, o której myślę, jest tenis.
Miałem innego znajomego, zapalonego żeglarza, który z dziesięć lat temu w wieku około czterdziestki rzucił pracę w korporacji, kupił w Grecji używany 4-kabinowy jacht i zdecydował się nie marnować już życia za biurkiem, tylko łączyć pracę zarobkową i hobby. Do dziś krąży między Morzem Śródziemnym a Karaibami, czasem w zimie pływa na Wyspach Kanaryjskich, korzystając z przyjaznej pogody. Czyli – osiągnął swój cel. Są jednak różne „ale”. Gdy podejmował tę decyzję, miał w Polsce rodzinę, żonę, nastoletnie dzieci. Gdy wybrał nowy styl życia, na stałe, postawił to wszystko pod dużym znakiem zapytania. Zamknął się na kilkunastometrowej łódce z grupą osób (klientów), dla których prowadzi rejs. Oni są na wakacjach, podekscytowani, rozluźnieni, wakacyjni. On przy nich, 24 godziny na dobę – niby w pracy, ale na pół w domu. Zarabianie komercyjne na rejsach jest szczególnie wymagające – gdy jesteś poza sezonem, wiosną lub jesienią, jacht masz nadal na swoim utrzymaniu, każdy dzień i pobyt w porcie kosztują, a klienci raz są a raz ich nie ma.
Spójrzmy jeszcze na koniec na przykład osoby, która bardzo lubi domowe wypieki. Wszyscy w okolicy je chwalą. Naprawdę świetnie piecze! Pycha! Palce lizać! Decyduje się założyć cukiernię. Teraz już ma gamę 10-20 wypieków, Sprzedaje je na miejscu, ale także w pobliskim sklepie. Zatrudnia parę osób. Pracują od wczesnego ranka po to aby świeże wypieki gotowe były na początku dnia. Prowadzi firmę, ma sporo buchalterii, pilnuje także ludzi. Dba o marketing, aby zapewnić wystarczające obroty i zbyt. Czy sama piecze? Czasami, ale nie bardzo ma na to czas. Firma się udała, więc ma dodatkowo zatrudnionego cukiernika. Także wypieki musiała dostosować do wymogów ciast komercyjnych. Muszą spełniać wymogi wypieku masowego, długo zachowywać świeżość, być umiarkowanie pracochłonne itp. Czy to jest nadal jej hobby? Ta branża zawsze ją ciekawiła i lubi wypieki, ale to co robi dziś na co dzień, to jest po prostu prowadzenie firmy. Podejmowane przez nią decyzje są decyzjami biznesowymi, całość musi być opłacalna, jest wiele elementów występujących tylko w działalności komercyjnej, a niezbędnych. Po prostu, firma na bazie hobby. A kiedy do niej do domu przyjdą goście, to ostatnią rzeczą, o której myśli jest upiec dla nich ciasto. Sorry! Mam wolne!
Podjęcie działalności zarobkowej na bazie hobby, czy to w postaci pracy na etat czy też w postaci własnej firmy, jest możliwe i wielu z nas nawet w swoim otoczeniu ma takie przykłady. W nowej sytuacji wiele cech przedsięwzięcia jest wprost podyktowanych wymogami biznesu, klientów, opłacalności, działania całorocznego – a to zmienia bardzo samą sytuację, w stosunku do uprawiania hobby.
Wykonując swoje niegdysiejsze hobby, masz już koło siebie klientów, z których żyjesz, nie kolegów. Sama działalność zarobkowa, oparta na twoim hobby, też zwykle jest inna, mocno przystosowana do potrzeb zarabiania.
Nie wyklucza to tego, że możesz nadal lubić to co robisz, ale to znaczy że lubisz swoją pracę, a nie że jest to twoim hobby, w którym spędzasz z wyboru czas wolny.
Sytuacja, w której lubisz swoją pracę, jest bardzo pożądana, ale podjęcie pracy lub założenie firmy na bazie hobby nie gwarantuje takiego zadowolenia. To będzie już działanie zarobkowe na bazie niegdysiejszego twojego hobby. W czasie wolnym będziesz najprawdopodobniej robił coś zupełnie innego